Nie raz, gdy słyszysz wypowiedzi publiczne niektórych osób, to w połowie wyłączasz się, bo „coś ci tu nie gra”. Pewnie nie raz byłeś na szkoleniach czy wykładach, gdzie mówca, praktycznie co drugie słowo poprzedzał wymownym „yyy…”, albo „eee…”. Zastanawiałeś się czy to z tobą jest coś nie tak, czy on się nie przygotował, a może zwyczajnie „tak się mówi”? Nie, tak się nie mówi, co więcej, takie „pauzy” mają też swoją nazwę . Są to prajęzykowe dźwięki lingwistyczne. Gdy w wypowiedzi pojawia się ich za dużo, to staje się ona nieprzyjemna dla ucha i nasz odbiorca skupia się na naszych „yyy…”, „eee…”, a nie na tym, co mówimy. W dużych ilościach wszystko szkodzi, a zwłaszcza takie niepotrzebne dźwięki , które po paru minutach stają się irytujące. Czy można sobie z tym poradzić? Oczywiście, że tak. Jest to, po pierwsze uświadomienie sobie, że tak robię. Nie jest to trudne, wystarczy po prostu poprosić kogoś z bliskich, aby wysłuchał nas jak mówimy, i czy w miejscach, w których robimy przerwę na oddech lub pauzę na zastanowienie, nie pojawiają się paradzwięki. Nie trzeba być specjalistom ani wnikliwym słuchaczem, żeby je wyłapać. Po drugie ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć, zwłaszcza jeśli chcesz być skutecznym mówcą . Nie przejmuj się, gdy w twojej wypowiedzi paradźwięki pojawiają się sporadycznie – zdarza się to nawet najlepszym.
O przerywnikach niepożądanych.
[Głosów:1 Średnia:2/5]